środa, 9 maja 2012

Początek...;'}


Wbiegłem do jednego z pierwszych pokoi, szukając ręcznika czy czegokolwiek, by zasłonić twarz. Po całym budynku rozniósł się jakiś trujący gaz... Nie dobrze. Wszędzie był włączony alarm, ale miałem szanse stąd uciec, jednak najpierw potrzebowałbym krótkotrwałego filtra - ręcznika albo jakiejś szmatki. Otworzyłem szafę, a w niej była jakaś dziewczyna, wciśnięta u góry niczym kulka ubrań. Gdybym się nie odsunął, zapewne dostałbym z kolanka... Ale skąd ona tu się wzięła!? MOMENT! Przecież wy nie wiecie, o co chodzi. Zacznę więc od początku, by was troszkę wprowadzić. Na chwilę stanę się także wszystko wiedzącym narratorem, ale tylko chwilowo! A więc tak...Nowy York. Miasto zatłoczone, jak to zwykle bywa, pełno samochodów i ludzi, korki na ulicach i ten cudowny hałas... Nienawidzę tego miasta pod tym względem. W jednym z budynków mieściła się siedziba tajnych służb, a dostać się do niej to nie lada sztuka... No zależy dla kogo. Jeśli ma się takie szczęście, jak ja, to nawet rzecz niemożliwa staje się bardzo, bardzo prawdopodobna... Ale my nie o tym. Służby specjalne planowały zrobić pewne projekty na ludziach. Chodziło o to, by wszczepić im różne geny zwierząt, czy zrobić z człowieka demona lub hybrydę, rozszczepić dwie dusze i połączyć je ze sobą... Nie sądzę, żeby to było bardzo miłe, a szczególnie w momencie, gdy robili to na żywca. Skąd wiem? No cóż. Jestem jedną ze złapanych osób, jako pierwszych planowali jeszcze złapać dwie i tu nasza historia się zaczyna.
W jednym z wielu pomieszczeń tego budynku siedziała kompletnie niepasująca do niego dziewczyna o blond włosach i hipnotyzująco zielonych oczach oraz białej cerze... Została skierowana na "rutynowe" badania. Tak myślała i spokojnie na nie czekała. Chociaż... Na co miała czekać? Nikogo prócz niej nie było w tym białym pokoju... Słysząc kroki dziewczyna się wyprostowała. Cały czas siedziała. Nudziła się, a pomieszczenie było dość przytłaczające. Nie odważyła się jednak wstać i rozejrzeć. Jakoś tak... Coś ją przed tym powstrzymywało. Jakiś wewnętrzny lęk. Jeden zły ruch i mogło się to źle skończyć. Głupie. Tak właśnie sobie mówiła. Co mogłoby jej tu grozić? W końcu przyprowadził ją tu ojciec, a on zawsze miał dziwne pomysły... Ale by jej nie skrzywdził. Zagryzła wargi.  Jak mała dziewczynka chciała w tej chwili zawołać tatę. W tym czasie szedłem na dół. Minąłem korytarz, w którym siedziała owa „badana”. ‘Ta kolejna ofiara i do tego jeszcze taka młoda... No cóż.’ Poszedłem dalej, a ona siedziała nadal, zrezygnowana na swoim miejscu. *Może pomylił salę...?* pomyślała i przeszedł ją dreszcz. Kiedy do pomieszczenia weszli mężczyźni w garniturach, alarm w jej głowie odezwał się jeszcze głośniej. Lekarze w garniturach?! Mimo to wiedziała, że nie ma szans przeciw dwóm dorosłym facetom... A oni zasłaniali jej drzwi do wyjścia. Chociaż... Czy umiałaby znaleźć wyjście? Wszystko było białe, niczym się od siebie nie różniło. Poszła za nimi próbując znaleźć punkt zaczepienia... „Pingwinki” otworzyły drzwi do wielkiego i nowoczesnego laboratorium, a na jego środku był przymocowany dość duży i niezbyt wygodny fotel, a nad nim było pełno sprzętu.. Kazali jej usiąść, więc tak zrobiła. Dziewczyna spojrzała niepewnie na mężczyzn, zagryzając wargi.-Co to za badania?
Spytała zaciskając dłonie, nie chciała tam siadać. Ale to pytanie wydawało jej się głupie. W odpowiedzi usłyszała tylko milczenie. Na znak jednego z naukowców zapięli ja, a przynajmniej mieli taki zamiar. Blondwlosa krzyknęła zaskoczona i nie pozwoliła się złapać, błyskawicznie odskoczyła, zbyt szybko jak dla ich, jedyne, co zrobili to zdrapali ją w ramię.
- Gdzie jest mój tata?- próbowała być spokojna, lecz jej głos drżał.
Dłonie trzymała zaciśnięte przy sercu. Złapali ją poraz kolejny za ręce i posadzili, tym razem ze skutkiem, lecz ona nadal nie usłyszała odpowiedzi. Uspokoiła się, lecz napięła tak, by po zapięciu pasów miała trochę luzu.
 -Gdzie jest mój tata?- spytała ponownie, drżącym głosem. Nie dość, że normalnie wyglądała na jakieś 14 lat, to w tej chwili jej oczy, które patrzyły na nich bezbronnie i prosząco, były zaszklone, co nadawało jej jeszcze bardziej niewinny wygląd. Poruszający, bo w domu ojciec kazał ubrać się na biało... Wyglądała jak aniołek. Do księżniczki brakowało jej jedynie diademu. Ta uroda, tak bardzo nielubiana, teraz przydatna.- Pr-roszę...- spojrzała na nich jak dziecko.
-Sprzedał cię dla  projektu rządowego.- z twarzy dziewczyny zniknął ten błagalno-proszący wyraz, zniknęło wszystko, zamarła na chwilę.
-On by nie mógł...- szepnęła cicho.- Kłamiesz!
Właśnie kończyła rozcinać pasy scyzorykiem i kiedy tylko to powiedziała, wręcz wyskoczyła z fotela, dobiegła do drugich drzwi, otworzyła je i wybiegła zatrzaskując drzwi. Uciekała dosyć szybko, starając się zmylić pogoń. Wbiegła do jednego z pokoi, który okazał się być pustym biurem. Było tam co prawda pełno papierów i charakterystyczny smród cygara, ale był urzadzaony w pięknym, starym stylu.  Blondwłosa schowala się do szafy na górna półkę, gdzie miała nadzieję, że nikt jej nie znajdzie.
 A w międzyczasie?
 Na lotnisku wylądował prywatny samolot. Wysiadła z niego młoda dziewczyna, o typowo azjatyckiej urodzie: długie do pasa czarne włosy i ciemna skóra. Jedyne, co odbiegało od normy to srebrzyste oczy ukryte obecnie za ciemnymi okularami. Miała na sobie obcisłe dżinsy, glany, jasną bluzkę wiązaną na szyi i koszulę w kratę. Ze sobą miała niewielką torbę, teraz beztrosko zarzuconą na ramię. Ruszyła w stronę odprawy bagażowej, aby odebrać swoją walizkę. Wzięła ją z delikatnym uśmiechem, zaskoczona, że nikt nie zorientował się, co jest w środku. Wyszła z budynku lotniska i wezwała taksówkę. Wsiadła w nią i pojechała do hotelu, przy okazji z zaciekawieniem obserwując miasto. Zajechała pod hotel i zameldowała się w nim, swoim zwyczajem w najwyższym możliwym pokoju. Dziewczyna w miarę się rozpakowała - większą część zawartości jej walizki zajmowała różnego typu broń, w tym katana i dwa sejmitary. Do tego różnego typu broń palna i amunicja do niej. Schowała za paskiem spodni niewielki pistolet i ruszyła się przejść po mieście. Nie zamierzała iść na policję, gdyż nie byłoby to zbyt mądre. Nie lubili agentów z innych rządów. Nie wiedziała tylko, że jest śledzona... Poczuła nagle mocne uderzenie w kark i straciła przytomność. Napastnicy wsadzili ją do bagażnika i zawieźli do budynku, tego samego, gdzie byli blondynka i ja. Brutalnie wrzucono ją do jednej z cel.  Obudziła się w kontakcie z posadzką i przeklęła pod nosem. ‘No po prostu genialnie...’ Wstała spokojnie, chodząc po celi. Broni jej nie zabrali, zapewne nie przypuszczali, że coś ze sobą wzięła. Tak samo okulary zostały. Przynajmniej tyle. Zaczęła przesuwać palcami po drzwiach, aby otworzyć zamek. W końcu wyciągnęła broń i zwyczajnie przestrzeliła go. Bo co się miała szczypać? W budynku zapanowały egipskie ciemności, na co Rina uśmiechnęła się paskudnie. Ściągnęła okulary, ukazując światu swoje srebrzyste oczy. Dzięki nim widziała idealnie w nocy, ale za to za dnia była praktycznie ślepa. No właśnie. Byłem tuz za rogiem zastanawiając się, czy pokazać się jej czy nie. Właściwie cóż gorszego mogło mnie spotkac?  Gdy wyszedłem zza rogu, spojrzałem na nię z przyjaznym uśmiechem.Wycelowała we mnie bronią. To chyba nie był dobry sposób, by załagodzić sytuację, ale przynajmniej nie wygladałem jak pingwinek, więc miałem miejsze szanse na nieporozumienie.
-Nie wierzę, że zamknęli cię tu z bronią! Kim jesteś?
-Najwyraźniej chyba zamknęli, skoro mam ją w rękach i celuję w ciebie.- pokręciła głową z wyrazem politowania w oczach.- Kim jestem? Agentką rządową.- powiedziała krótko. Och kolejna agentka... No to mam przesrane... Na całej lini.- Wysłaną tutaj przez rząd Japonii...-dodała, rozglądając się uważnie. Tak naprawdę agentką była jedynie oficjalnie, bo nie znaleźli nikogo na tyle odważnego, żeby wydawał jej rozkazy.
-Oni są na górze, pewnie na ciebie czekają.- no dobra... Zamknęli ją w celi i wrzucili tutaj, to nie był za dobry tekst... Ale może się czegoś dowiem i tak już mi sporo powiedziała, a do tego te świecące oczy... Hmm. Chyba jednak nie byłem pierwszym, na którym  przeprowadzali „badania”.
-Agenci...- zaklęła.- Cholera, to jest ośrodek badawczy, tak?! Robią tu eksperymenty na ludziach?!
-Tak.
W całym budynku rozległ się alarm, a Pingwinkow  zaroiło się niczym mrówek. No to się właśnie zwie wielkimi  kłopotami... Do tego ta dziewczyna z bronią przed chwilą kogoś postrzeliła. No świetnie, po prostu genialnie! Postanowiłem się wycofać, a ta torowała sobie bronią drogę. Przez to pingwinki wypuściły jakiś trujacy gaz i wszyscy agenci pochowali się. Chyba zostaliśmy tylko my. Teraz pytanie: planowali nas teraz zabić czy jedynie uśpić? Lepiej pobiegnę do jakiegoś z pokojów poszukac czegoś do zakrycia twarzy, żeby się stąd wydostać.
Wbiegłem do jednego z pierwszych pokoi, szukając ręcznika czy czegokolwiek, by zasłonić twarz. Po całym budynku rozniósł się jakiś trujący gaz... Nie dobrze. Wszędzie był włączony alarm, ale miałem szanse stąd uciec, jednak najpierw potrzebowałbym krótkotrwałego filtra - ręcznika albo jakiejś szmatki. Otworzyłem szafę, a w niej była jakaś dziewczyna, wciśnięta u góry niczym kulka ubrań. Gdybym się nie odsunął, zapewne dostałbym z kolanka... Ale skąd ona tu się wzięła!? W tym samym czasie owa nieznajoma agentka, dzięki tamtym eksperymentom mogła nie oddychać przez około 15 minut. W tym czasie zdążyła wydostać się z budynku i głęboko zaczerpnąć świeżego powietrza. Natychmiast też założyła okulary, aby cokolwiek widzieć. Wyjęła telefon, chcąc zadzwonić do kogoś, po czym zamarła. Oficjalnie przecież jej tu nie było... Przyjechała na prośbę niejakiego Shena. Zamknęła oczy, zastanawiając się, co robić. Zostało jej mało nabojów i była w kiepskim stanie, potrzebowała serum.
 Odszkoczyłem na pewną odległość, nie mogąc wyjść z szoku, jakim cudem ona tam weszła?  Nie byłem w stanie przez chwilę nic powiedzieć, lecz ona przyjrzała mi się przez dłuższy okres czasu i odezwała się.
-Kim jesteś?
-Jednym z eksperymentów. Shine jestem.  A ty? 
 

-Co tu robisz?- rozejrzała się, podeszła do okna i ostrożnie wyjrzała tak, by na zewnątrz nie było jej widać .
-Chodzę nie wiedząc, co ze sobą zrobić.- uśmiechnąłem się.
Teraz to właściwie mam szansę na ucieczkę. Wziąłem młodą dziewczynę za rękę i skierowałem się do wyjścia. Nie wiem czemu, ale poczułem się odpowiedzialny za nią. Wybiegliśmy z budynku. Uf, udało się, całe szczęście jeszcze niedaleko była ta agentka z Japonii. No czemu nie spróbować? Podbiegłem, a raczej podbiegliśmy do niej, bo ani przez  myśl mi nie przeszło, by puścić. *Oj niedobrze. Poczułem się odpowiedzialny... Jeszcze zacznę się martwić o nią.* Panienka  krwawiła i to mocno. Nie była w dobrym stanie, ale zrobiłem dobra minę do złej gry i się uśmiechnąłem do niej. Niepewnie także się uśmiechnęła. Musiała szybko wrócić do hotelu.
-Wezwiecie dla mnie taksówkę? Ledwo stoję.- powiedziała cicho, opierając się mocno o ścianę. Gdyby nie to, już dawno by upadła. W tym czasie księżniczka rozejrzała się na boki.
-Zmykajmy stąd... Może teraz nie patrzą, bo są zajęci i myślą, że jesteśmy nieprzytomni, lecz... Nawet jeśli mamy to szczęście, to ktoś za chwilę zerknie.- chyba dojrzała jakąś kamerę.
-W lesie są bunkry po II Wojnie Światowej, możemy tam iść.- właściwie nie wiem, gdzie chciała się udać srebrnooka, ale wziąłem ja na ręce z czystej ciekawości, co zrobi. Muszę sprawdzić, jakie mam granice i trochę  się zapoznać z jej  charakterem. Poza tym może mi się przydać, napewno  wie, co się tu dzieje. 
 

-Postaw mnie, ale już!- warknęła. *Będzie troszkę agresywna, jak sądze...*- Muszę się dostać do hotelu.- dodała. Rozejrzała się wokół.- Kamery... Jedna zepsuta, dwie patrzą w inną stronę... Tempo!- rzuciła ostro, zmuszając mięśnie do wysiłku. Uwolniła się z moich ramion i ruszyła w stronę postoju taksówek dwie ulice dalej. Poszedłem za nią, ale patrzyłem  na księżniczkę kątem oka. Blondynka natomiast poszła w swoja stronę, może musiała coś przemyśleć, że nie poszła za mną? Przyjdę po nią później. Taksówka jeszcze nie odjechała, a agentka kłóciła się  z taksówkarzem, nie chciał odjechać  we wskazanym przez nią kierunku. Nie dziwie mu się, cała zakrwawiona kobieta wsiada mu do samochodu, ale widać że musiała.  Zapakowałem się to taksówki i kazałem mu jechać do tego hotelu, gdzie chciała jechać dziewczyna, a ona w międzyczasie wycelowała we mnie broń.  Jest bardzo ostrożna, nawet za bardzo. No cóż. Przynajmniej zrobiła to tak, że kierowca tego nie widział. Po chwili dojechaliśmy pod wybrany adres. Ona wysiadła pierwsza i ruszyła w kierunku hotelu, więc poczłapałem się za nią. Wsiedliśmy do windy. Agentka przygryzła wargę, raniąc się w nią. Czy ona jest wampirem?
-Czego za mną idziesz?- spytała dość chłodno.
-Chcę się czegoś dowiedzieć, proste.
Zmrużyła oczy, wysiadając na swoim piętrze. Bez słowa weszła do pokoju 714 i kucnęła przy walizce, szukając fiolki z  jakimś płynem. *Co to  jest?* Usiadłem na łóżko i przyglądałem się, co robi. Znalazła fiolkę, nabrała płynu do strzykawki i wbiła sobie w szyję, zaciskając zęby. Powoli wtłoczyła do krwi zawartość strzykawki. *Wyglądało to trochę jak narkomania... Gdybym był  w miarę normalny jeszcze pomyślałbym, że tak jest rzeczywiście, ale patrząc na jej stan to chyba było jakieś lekarstwo.* Po chwili odetchnęła z ulgą, serum zaczęło działać.
-Siedź tu.- rzuciła niechętnie i ruszyła do łazienki.- I ani się waż ruszać moje rzeczy. 

*Oj tak, będzie agresywna i nieufna, co to tego mam stuprocentową pewność. Do tego będzie przewrażliwiona na dotykanie jej rzeczy i to bardzo. Oj ciężko będzie z nią współpracować...* Dziewczyna zamknęła się w łazience. Słyszałem tylko dźwięk wody. No tak i co by tu porobić ? Postanowiłem  rozejrzeć się  po pokoju. Patrząc po tym, co widziałem, ta dziewczyna natychmiast domyśliłaby się, gdyby cokolwiek zostało ruszone. Wyszła po chwili opatulona samym ręcznikiem, z nieco obolałymi mięśniami od zbyt długiego braku serum. Usiadła na fotelu.
-Słucham.- wilgotne włosy opadały jej na ramiona, ale oczy nadal były skryte za okularami. *Sexy... Bardzo sexy...*
-Na czym ma polegać ten projekt i czemu służy?
-Nie wiem.- odparła natychmiast, zakładając nogę na nogę i przypadkowo odsłaniając kawałek uda. *Mwyhyhy... Nice...*
-Jesteś jedną z agentek, do tego pewnie też po eksperymentach... Powinnaś coś wiedzieć.- popatrzyła na mnie uważnie.
-Coś ty za jeden?- syknęła z niepokojem. *Czyżby była za daleko od swojej broni?*
-Jeden z eksperymentów.- nie uśmiechało mi się to i troszkę się skrzywiłem.- Shine jestem.
-Shad... Rina.- mruknęła cicho. *Ciekawe czy podała swoje prawdziwe imię...*
-Wiesz cokolwiek na ten temat?
-Wiedzieć na 100% nic nie wiem... Ale sporo się domyślam.
-Więc czego się domyślasz?
-Wielu rzeczy.- burknęła niechętnie, krążąc po pokoju. Machnąłem ręką, by mówiła dalej.

 -A jak nie zechcę nic powiedzieć?- odwróciła się do niego, ściągając okulary i przecierając oczy, które zamknęła.
-Przyszedłem  tu tylko po to...- uśmiechnęła się paskudnie.  *Tssss? I love it, dosłownie kocham wrednych ludzi...*
-A ja myślałam, że Ci się zwyczajnie spodobałam.- zadrwiła. *No ciała niejedna może ci pozazdrościć*- Nie wyjdziesz stąd. Nie mogę zostawiać świadków... Widziałeś, co umiem.- spoważniała. *Ta, ciekawe co, jeśli wyjdę. Ona  chyba myśli, że jestem dzieckiem i mam małą świadomość  tego wszystkiego... No dobrze, pójdziemy tym tempem mniej więcej dalej.*
-Więc powiesz mi cokolwiek?- zaczynam się niecierpliwić. Westchnęła cicho.
- Przede wszystkim...- przymknęła oczy.- Jak wspomniałam, jestem agentką pracującą dla Rządu Japonii. Nic, co powiem, nie ma prawa dotrzeć do nikogo...- spojrzała na mnie swoimi wściekle srebrzystymi, prawie że białymi oczami. *Podoba mi się to...*
-Kto by uwierzył, podobno nie żyję...- uśmiechnęła się drwiąco.
-Ja się nigdy nie urodziłam.- mruknęła.- Wierz mi, uwierzyłoby całkiem sporo osób, ale bardziej się boję tych pochrzanionych naukowców.- *Oj tak! Wredna, pewna siebie, agresywna i sexy. Lubie ją!*
-No dobra, mów dalej.
-Te eksperymenty... Początkowo były projektem rządowym Japonii.- powiedziała rzeczowo.- Następnie „rozlały się” na inne mocarstwa. I to wszystko, co wiem. Reszta to moje domysły i spekulacje.

-A jakie są te domysły?
-Istoty powstałe w tych eksperymentach miały pomagać.... Nie, nie pomagać. Miały bezwarunkowo służyć swoim panom głównie w walce, ale nie tylko.- *To jestem do przodu z informacjami...*
-Niefajnie... Dużo  nas jest?
-Zależy o jaki kraj pytasz... W samej Japonii około 200 osób, o ile nie było więcej ośrodków niż te, o których ja wiem. W Rosji 15 sztuk, na razie więcej nie wyhodowali. Tutaj... Dopiero powstają, wszystko w fazie testów.- powiedziała rzeczowo.
-To wdepnąłem w niezłe gówno.- pokiwałem głową w niezadowoleniu.
-Co masz na myśli?- zmrużyła oczy.
-Kłopoty z FBI...- *Tak to nazywają ludzie...*- Jeszcze może być wojna, bo im odbije... A mają kilka osób już zmienionych...
-Oż.- mruknęła cicho.- Faktycznie niezłe bagno... FBI?- uniosła wysoko brwi.- A co ta podrzędna agentura ma z tym wspólnego?
-Potocznie mówi się na tych ludzi FBI...
-Nic nie rozumiem.- skrzywiła się.
-Na pingwinki  i całą tą organizacje i resztę  tego, w co się wpakowaliśmy, mówią FBI.
-Wpakowałeś.- uśmiechnęła się słodko.- Mnie tu oficjalnie nie ma.  

-To czemu tu jesteś?
-Musiałam.-westchnęła.- Przyjechałam tu w pewnym celu, zupełnie odbiegającym od eksperymentów. Ale teraz trzeba pingwinków wyrżnąć.
-Na pewno masz czas na wypełnienie celu, wszytko się zrobi, spokojnie. Co potrafisz jeszcze, tak właściwie?
-Mój cel jest nieaktualny. To była prywatna sprawa... A wyrżnięcie pingwinków jest priorytetem.- powiedziała dobitnie.- A po co ci to wiedzieć?- spytała ostro, z wyraźnym niepokojem w głosie. *Bardzo mi nie ufa, ciekawe co się takiego stało, że aż tak nie ufa ludziom... Albo ja mam dziwne pojęcie zaufania.*
-Jestem ciekawy, z kim będę pracował...
-Pracował?- uniosła brwi bardzo wysoko.- Pogięło cię? Ja pracuję sama.- prychnęła, po czym z powrotem usiadła na fotelu, zwijając się w kulkę. *Wiedziałem! Ale zostawienie jej teraz nie będzie dobre.*
-Taa?

-Taa.- uśmiechnęła się zadowolona sądząc, że wygrała. W tym momencie w moich oczach pojawił się ten piękny  błysk. -Zobaczymy, czy uda ci się samej...  pozbyć ich wszystkich.
-Wszystkich może nie... Mnożą się jak króliki. Ale ile się da, tylu wybiję.
-Syzyfowa praca.-westchnęła.
-Trudno.- mruknęła cicho. Wzruszyłem ramionami.
-Idę poszukać tej małej.- wstałem i skierowałem się do wyjścia.
 
A jak nie zechcę nic powiedzieć?- odwróciła się do niego, ściągając okulary i przecierając oczy, które zamknęła.
-Przyszedłem  tu tylko po to...- uśmiechnęła się paskudnie.  *Tssss? I love it, dosłownie kocham wrednych ludzi...*
-A ja myślałam, że Ci się zwyczajnie spodobałam.- zadrwiła. *No ciała niejedna może ci pozazdrościć*- Nie wyjdziesz stąd. Nie mogę zostawiać świadków... Widziałeś, co umiem.- spoważniała. *Ta, ciekawe co, jeśli wyjdę. Ona  chyba myśli, że jestem dzieckiem i mam małą świadomość  tego wszystkiego... No dobrze, pójdziemy tym tempem mniej więcej dalej.*
-Więc powiesz mi cokolwiek?- zaczynam się niecierpliwić. Westchnęła cicho.
- Przede wszystkim...- przymknęła oczy.- Jak wspomniałam, jestem agentką pracującą dla Rządu Japonii. Nic, co powiem, nie ma prawa dotrzeć do nikogo...- spojrzała na mnie swoimi wściekle srebrzystymi, prawie że białymi oczami. *Podoba mi się to...*
-Kto by uwierzył, podobno nie żyję...- uśmiechnęła się drwiąco.
-Ja się nigdy nie urodziłam.- mruknęła.- Wierz mi, uwierzyłoby całkiem sporo osób, ale bardziej się boję tych pochrzanionych naukowców.- *Oj tak! Wredna, pewna siebie, agresywna i sexy. Lubie ją!*
-No dobra, mów dalej.
-Te eksperymenty... Początkowo były projektem rządowym Japonii.- powiedziała rzeczowo.- Następnie „rozlały się” na inne mocarstwa. I to wszystko, co wiem. Reszta to moje domysły i spekulacje.
-A jakie są te domysły?
-Istoty powstałe w tych eksperymentach miały pomagać.... Nie, nie pomagać. Miały bezwarunkowo służyć swoim panom głównie w walce, ale nie tylko.- *To jestem do przodu z informacjami...*
-Niefajnie... Dużo  nas jest?
-Zależy o jaki kraj pytasz... W samej Japonii około 200 osób, o ile nie było więcej ośrodków niż te, o których ja wiem. W Rosji 15 sztuk, na razie więcej nie wyhodowali. Tutaj... Dopiero powstają, wszystko w fazie testów.- powiedziała rzeczowo.
-To wdepnąłem w niezłe gówno.- pokiwałem głową w niezadowoleniu.
-Co masz na myśli?- zmrużyła oczy.
-Kłopoty z FBI...- *Tak to nazywają ludzie...*- Jeszcze może być wojna, bo im odbije... A mają kilka osób już zmienionych...
-Oż.- mruknęła cicho.- Faktycznie niezłe bagno... FBI?- uniosła wysoko brwi.- A co ta podrzędna agentura ma z tym wspólnego?
-Potocznie mówi się na tych ludzi FBI...
-Nic nie rozumiem.- skrzywiła się.
-Na pingwinki  i całą tą organizacje i resztę  tego, w co się wpakowaliśmy, mówią FBI.
-Wpakowałeś.- uśmiechnęła się słodko.- Mnie tu oficjalnie nie ma.   
-To czemu tu jesteś?
-Musiałam.-westchnęła.- Przyjechałam tu w pewnym celu, zupełnie odbiegającym od eksperymentów. Ale teraz trzeba pingwinków wyrżnąć.
-Na pewno masz czas na wypełnienie celu, wszytko się zrobi, spokojnie. Co potrafisz jeszcze, tak właściwie?
-Mój cel jest nieaktualny. To była prywatna sprawa... A wyrżnięcie pingwinków jest priorytetem.- powiedziała dobitnie.- A po co ci to wiedzieć?- spytała ostro, z wyraźnym niepokojem w głosie. *Bardzo mi nie ufa, ciekawe co się takiego stało, że aż tak nie ufa ludziom... Albo ja mam dziwne pojęcie zaufania.*
-Jestem ciekawy, z kim będę pracował...
-Pracował?- uniosła brwi bardzo wysoko.- Pogięło cię? Ja pracuję sama.- prychnęła, po czym z powrotem usiadła na fotelu, zwijając się w kulkę. *Wiedziałem! Ale zostawienie jej teraz nie będzie dobre.*
-Taa?

-Taa.- uśmiechnęła się zadowolona sądząc, że wygrała. W tym momencie w moich oczach pojawił się ten piękny  błysk. -Zobaczymy, czy uda ci się samej...  pozbyć ich wszystkich.
-Wszystkich może nie... Mnożą się jak króliki. Ale ile się da, tylu wybiję.
-Syzyfowa praca.-westchnęła.
-Trudno.- mruknęła cicho. Wzruszyłem ramionami.
-Idę poszukać tej małej.- wstałem i skierowałem się do wyjścia. 

 Zamknij drzwi.- rzuciła za mną już senna.
Jak wrócę, pewnie będzie spała . Wyszedłem z hotelu i zastanawiałem się, gdzie mogła pójść księżniczka. Starałem się wybrać tą samą ścieżkę, co ona. Wytężyłem słuch. Mogłem usłyszeć jej głos gdzieś w oddali. Może szczęście dopisze? Miałem trochę lepszy słuch od innych ludzi, dokładnie to o około 8 razy lepszy. Wszczepili mi geny jakiegoś kota, tego akurat zdołałem się dowiedzieć. Rozglądałem się wokół, a obok latarni przechodziła jakaś zjawa. *Uh? Znalazłem!* Podbiegłem do  małolaty i uśmiechnąłem się.
-Chodź ze mną.
-Gdzie i po co?- spojrzała na mnie, a w świetle lampy jej tęczówki zabłysnęły błękitnym lodem *Słodka jest.*
-Chyba nie wrócisz do domu, gdzie cię sprzedali i mogą wezwać  garnitury?
-Nikogo tam nie ma.- warknęła na mnie. *Uuuu.*
-Skąd wiesz?

-Tata jest w pracy.- odpowiedziała, idąc dalej.
-A co jak wróci?

-Zdążę.
-Skoro tak uważasz... Przyjdź do  mnie, jak się zdecydujesz.
-Jakbym wiedziała, dokąd.- mruknęła i skręciła w boczną ulicę.
-Będziesz wiedziała.
Odszedłem i skierowałem się do miasta. Kupiłem czekoladę i żelki. Uwielbiam te słodycze, o tak! To mój życiowy napęd. Wróciłem do hotelu. Rin spała jak zabita, nadal na fotelu,  okryta tylko tym szlafrokiem, w którym wyszła z łazienki i nadal w tej samej pozycji. Zamknąłem cicho drzwi i wziąłem koc, nakrywając się. Rina
 mruknęła coś przez sen, natychmiast się budząc. Złapała mnie za rękę, przykładając mi paznokcie do szyi. Oczu nie otwierała, w pokoju było na to za jasno.
-Kim jesteś? I czego tu szukasz?- syknęła.- Mów, ale szczerze... Wyczuję, czy kłamiesz i zabiję.

-Shine... *Ona nie widzi? Wooow!*
-Co ty tu robisz?- przytkało ją trochę, ale paznokci nie zabrała.
-Jestem? Mówiłem, że idę po księżniczkę. Postanowiła iść do ojca. I czy ty nie widzisz?
-Mówiłam, że pracuje sama...- warknęła, puszczając mnie. *Tak, tak...*
-Tak, tak, pracujesz sama, ja tylko się będę kręcił niedaleko.
-Nie kręć się.- syknęła.
-Tak, tak, chcesz czekoladę?- *I tak będę...*
-Możesz dać.- mruknęła. Dałem jej połowę tabliczki. Mniam, jeszcze paczka żelek w kieszeni. 

 -Proszę.- wzięła czekoladę.
- Dzięki.- westchnęła i wcina czekoladę, nadal z zamkniętymi oczami.

-Czemu nie widzisz?
-Widzę.- zaprotestowała.

-Nie wyglądało na to...
-Odczep się.- fuknęła, czerwieniąc delikatnie. *Jest zła czy się rumieni z zawstydzenia, że odkryłem prawdę? *
-Pytam się tylko nie musisz się tak denerwować .- uśmiechnąłem się.
-Ja się nie denerwuje.- zjadła czekoladę do końca.

-Czyli zgdłem?- spróbowała mnie palnąć w łeb, ale nie trafiła.- Ha, mam rację!- wyszczerzyłem się.-YES!- no ale panienka mnie olała, czerwieniąc się jeszcze mocniej. *To chyba dobrze...*- Zejdziesz ze mną za 15 minut na dół?- *Tak, chcę wyjść po tą małą.*
-Muszę się ubrać.- wyplątała się z koca, dość niechętnie. Dobrze jej było na tym fotelu w tym kocu. *Fajnie tak wygląda...*
-Ta dziewczyna przyjdzie.
-Aaaa, tamta.- zaczęła grzebać za ubraniami w walizce. Dużo tego nie było, więcej było tam broni niż innych rzeczy.
-Ile broni, wooow!- pokazała mi środkowy palec. Fuck you...? Tsa, ale poprawna wersja to „Fuck me”... Mrraw hahah! Nie, nie, taki nie będę, ale wiecie o co chodzi.
Wyjęła spodnie i koszulę i zniknęła w łazience, żeby się w to ubrać. Czekałem na nią przy drzwiach i wtedy ta wyszła. Założyła  glany, właściwie to ich nie zawiązała i byliśmy gotowi do wyjścia. Nacisnąłem na przycisk  od windy i czekałem. Jechała z dołu.  Kiedy drzwi się otworzyły, ujrzałem Księżniczkę. *Co za niespodzianka, wiedziałem, że trafi, ale że aż pod same drzwi? Się spisała...*
-To możemy wracać do pokoju.- rzuciłem
-Ta...- blondynka mruknęła i poszła za mną, ale za to Rin skrzywiła się.
-Nie jestem od niańczenia dzieci...- warknęła.
-Ja się tym zajmę...
-Ależ ciociu...- zaczęła z jadem blondi.- Mama liczyła na to, iż się mną zaopiekujesz. -spojrzała na nią swoimi lodowymi oczyma ze złośliwym uśmiechem. Liczyła, iż ta domyśli się kłamstwa.
-Jasne, że tak.- powiedziałem szybko i zaprowadziłem obie do pokoju, zamykając drzwi. Wolałem to rozegrać w mieszkaniu. Bo zamieszanie jest tutaj  nie potrzebne.
 -Sam jesteś dzieciakiem. Ile ty masz lat?- fuknęła srebrzystooka.
-21... - *Wiem, stary jestem. Ale agentka umilkła. Ha zatkałem ją!* Słysząc moją odpowiedź zaczerwieniła się mocno. *Hyhyhyhyhy!*  Zwróciła twarz w stronę Hidoi.
-Słuchaj, dziecinko... Ja nie mam rodziny. Stworzenia mojego pokroju zabijają swoją rodzinę, gdy ta nie jest im potrzebna. Ja się usamodzielniłam bardzo szybko.- prychnęła, ze złośliwym uśmieszkiem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz