sobota, 16 czerwca 2012

DNA


Tak, czekaliście, czekaliście... I macie. Przepraszam. Burdel w życiu.
____
Więc wychodzi na to, że nie mam domu i zostałam skazana na pomoc dwóch... Genetycznie zmodyfikowanych osób. Cóż, nie miałabym nic przeciwko, gdyby jedna z nich nie prezentowała ochoty do sprzątnięcia mnie z tego świata, a druga zachowywała się dojrzalej. I gdyby ktoś mi TO wszystko wytłumaczył od początku do końca! Ale nie! No, bo po co?! Najlepiej zostawić kogoś w nieświadomości, niech myśli i się ze wszystkim sam męczy. Niech myśli: "Dlaczego?"; "Po co?"; "Na co?" itd. Bez żadnej odnośni, punktu zaczepienia, początku... Ah, no tak, tylko narzekam. Jak to się zaczęło?
Cóż, tata zaprowadził mnie na badania w miejscu, gdzie pracował. Była to duża instytucja. Wszystko sterylne, białe i zimne. A on tam pracował i musiał mnie zostawić... Czułam się tam niepewnie. Szczególnie, iż mimo braku kolejki i tak musiałam czekać. Jak zawsze. Byłam smutna, nudziłam się. Choć chyba wolałabym czekać do teraz niż dowiedzieć się, że... Tata dał mnie skrzywdzić. Prawdopodobnie za pieniądze. Chcieli... Przeprowadzić na mnie jakieś badania! Nie wiem... Zrobić ze mnie... Mutanta? Chcieli zmienić moje DNA, połączyć z jakąś dziwną istotą... Na żywca. Gdyby nie po co zapinaliby mnie w pasy? Nigdy wcześniej tego nie robili. Cud, że uciekłam. Zrządzenie losu, że spotkałam tamtą dwójkę? Może. Gdyby nie oni nie siedziałabym teraz na łóżku, w ciepłym domu. Ale powróćmy do tematu: Gdy zwialiśmy z budynku chłopak i ta wampirzyca odjechali w swoją stronę. Ja się schowałam. Przecież nikt nie będzie mnie niańczył. Nie miałam się gdzie udać... Gdy się ściemnił, wszystkie sklepy i restauracje pozamykano, ruszyłam w  kierunku domu. Wiedziałam, ze tak wcześnie nikogo tam nie będzie, a wciąż miałam klucz. Bez przeszkód dostałam się do środka i na wszelki wypadek zamknęłam drzwi. Przezorny zawsze ubezpieczony. To może mi dać kilka sekund na ucieczkę czyż nie? Poszłam do swojego pokoju, wyjęłam walizkę na kółkach i zaczęłam się pakować. Ubrania. Dwa scyzoryki, nożyk mniejszy, większy... No co? Jedynaczka, której ojciec pracuje w jakieś dziwnej, wielkiej korporacji musi umieć się bronić, nie? Nawet jeśli ten aspekt jej edukacji został zatuszowany przed rodzicem. No co?! Kiedy niby miałam mu o tym powiedzieć, co?! Miałam go denerwować, gdy miał wolne czy wracał zmęczony do domu?! Nie. Ja byłam "dobrą i grzeczną" córką. Miałam dobre wyniki w szkole, nie sprawiałam wychowawczych problemów... Chciałam, żeby był zadowolony, a on... Mnie sprzedał. W moich oczach pojawił się łzy, gdy o tym myślałam. "Tatuś" mnie sprzedał. Sprzedał jak jakąś rzecz!! Otarłam oczy i spojrzałam na walizkę. Dobrze, że miała kółka. Nie byłam przykładem jakieś wielkiej fizycznej siły. Poszłam po klucz do gabinetu ojca. Nigdy nie zmienił jego kryjówki. Naprawdę sądził, że nie wiem gdzie go schował? Cóż, jak dotąd był bezpieczny, bo nie chciałam łamać zakazu. Gdy byłam mała raz do niego weszłam, gdy tata poszedł po kawę. Po jego powrocie jako dziecko przeżyłam mini traumę. Tym razem będąc pewna tego, iż nie zostanę przyłapana  otworzyłam drzwi i podeszłam do biurka. Otworzyłam szufladę i zaczęłam szukać. Jeśli jakiś papier oznaczony był moim imieniem wyjmowałam go i kładłam na. Nie miałam czasu czytać. Mogłam nie zdążyć. Gdy skończyłam z jedną zabrałam się za drugą szufladę. Tam nie było nic. Spojrzałam na biblioteczkę. Nie, ojciec nie był typem, który dużo czyta. Wszystkie książki pokryte były kurzem... Przyjrzałam się uważniej. Jedna nie. Mimo tego, iż nie wydawał mi się typem osoby chowającej tajne papiery w książkach wyjęłam ją i przekartkowałam. Wypadł rachunek ze sklepu. *Cóż, rodzic potrafi zaskoczyć.* Moja myśl była pełna ironii. Odłożyłam książkę na miejsce. Gdzie jeszcze mogłoby coś być. Otwierałam i zamykałam po kolei każdą szafkę. Nic. Wzięłam papiery, zamknęłam gabinet odkładając klucz na miejsce i ruszyłam do pokoju. Usłyszałam szczęk klucza. Błyskawicznie znalazłam się w sypialni, włożyłam papiery do walizki, zamknęłam ją, przerzuciłam przez okno i popędziłam ku wyjściu z ogrodu. Nie, żebym myślała, że do mnie zajrzy. Wątpliwe. Mimo to adrenalina robi swoje. Będąc już "bezpieczna" idąc bez celu przed siebie zaczęłam myśleć co ze mną będzie. Cóż, zawsze mogę złapać stopa... Nie, nie mogę. Wyglądam za młodo. Nawet gdybym powiedziała, że mam osiemnaście lat i pokazała dowód... Cóż, może... Nie. Zresztą zawsze mogę trafić na jakiegoś zwyrodnialca. Dowód... Mam siedemnaście lat, lecz został wyrobiony wcześniej, bo w wakacje pojechałam z tatą za granice. Taki zamiennik paszportu. Cóż, wątpliwe, by ktoś patrzył na daty, lecz nie powinnam go używać, prawda? Nie był mi już za bardzo potrzebny. Badziewie! Chciałam coś rozwalić, byłam wściekła, zła, zawiedziona, pozostawiona sama sobie, bezradna...!
Spotkałam chłopaka, który mnie przygarnął i zabrał do swojego domu.
Dziękuję.
Powiem wprost: "powrót" wampirki nie był mi na rękę. Antypatię czuć było na odległość. Mam być miła dla kogoś kto ledwo mnie toleruje? Niedoczekanie. Co innego chłopak. Lubiłam go i chciałam się odwdzięczyć... Tyle, że on widocznie lubił tą wampirzycę. Inaczej chybaby się nie całowali! Zwiałam z tamtego pokoju. Chciałam ich "przepytać" z biologii, ale tą dziedziną nauki zajęli się sami. Cóż... Nie, przecież sama sobie nie poradzę. To chore. Tego tu nie ma. Ah, jak to możliwe... W ogóle co ja sobie myślę?! Że znają kombinację genetyczną fantastycznych stworzeń? *Głupia!* Położyłam znalezioną książkę na biurku i poszłam się ogarnąć. Wizyta na strychu pozostawiła na mnie pewien ślad. Spojrzałam w lustro. Byłam cała w kurzu. Szybko się obmyłam i przebrałam. Usiadłam na łóżku i po raz kolejny zaczęłam przeglądać dokumenty.  Wtedy wszedł chłopak. Błyskawicznie ukryłam dokumenty pod kołdrą i wstałam.
-Co chciałaś?- *Tak, wiem, że nie powinnam wam przerywać. Nie chciałam. Przepraszam. Zapomniałam zapukać, ok? Byłam zbyt podniecona znaleziskiem. Zrozumcie!* Spojrzałam na niego. Siadając miał przyjazny uśmiech na twarzy.
-Ehm... Nie ważne.- Wydobyłam z siebie delikatny uśmiech. Nie czułam się pewnie, lecz próbowałam zebrać w sobie.- Tak w ogóle... To... Opowiedz mi o tych eksperymentach.- Wydusiłam z siebie. O to mi przecież chodziło, a on nie wyglądał jakby miał zamiar mnie pogryźć za byle pytanie.
-Dużo w tym genetyki...- Zaczął. No przecież wiem!
-Yhm... Słucham.- Wziął książkę, którą znalazłam i ją otworzył.
-Zobacz tutaj.- Wskazał na byle jaki genotyp.- Wstrzykują DNA... Innego osobnika.- Zaczął mi tłumaczyć.- Mogą połączyć z każdym zwierzęciem twoje geny... A potem zależy jakie cechy wyjdą na jaw. Lub mogą je wyodrębnić.- Chyba przychodziło mu to z trudem. Jakby dawno nie miał z tym do czynienia i sobie przypominał. Ehh...
-Tylko zwierzęcia? Rina przypomina bardziej... No wiesz...- Potwora. Krwiożerczego wampira. Mutanta. Ohydną hybrydę. Niepotrzebne skreślić. Inne propozycje? Proszę dopisać.
-Wampiry, demony jak znajdą takiego. Wszystko... Mogą zrobić wszystko, ale myślę, że na razie się boją.- Skinęłam głową na znak, ze rozumiem.
-Znasz kody DNA takich stworzeń?
-Nie, nie znam. Za dużo cyfr.
-Rozumiem. Szkoda.- Przytaknął.
-Czegoś jeszcze nie rozumiałaś?
-No cóż, w gruncie rzeczy DNA najbardziej mnie ciekawiło. Wiesz coś więcej?
-Wiem jak odbudować tkanki skóry...- Uśmiechnął się. To miało być zabawne? W tej chwili było nieprzydatne.- Zaraz wracam.- Powiedział i wyszedł. Usiadłam na łóżko i po raz kolejny przeczytałam dziwną kombinację cyfr na kartce zawierającej moje imię. Byłam tak mała... Niczego nie pamiętałam. A on mnie skrzywdził. On mnie sprzedał. Teraz chcieli dołożyć kolejne DNA? Co to miało być? *Tatusiu... Dlaczego?* Otarłam oczy. *Głupia.* Chłopak po chwili wrócił.
-Znalazłem jakiś numer.
-Umm... A gdzie Rina?
-W pokoju chyba.
-Ah... Dobra.- Już myślałam, że to jej.
-To jak? Chcesz zadzwonić?
-Dzwonisz.- Uśmiechnęłam się do niego. Jak co będzie na niego. On wystukał numer i zaczął coś kombinować. Tak, dzwonienie jest baardzo trudne.
-Fuck,- Powiedział po chwili.
-I nic?
-Wszystko jest usunięte.- Czyli chciał się włamać.- Szlak by to trafił.
-Szkoda. Więc nic się nie dowiemy, co?
-Jak to nie. Zadzwonimy pod ten numer. I się dowiemy czyj to. Albo znajdziemy po sygnale.
-Wiec rób.- A nie mówiliśmy, żeby od razu zadzwonić? Kombinator. Po chwili na ekranie pojawił się mały czerwony punkcik.
-Idziemy tam?- Przytaknął i poszliśmy. Doszliśmy do domu. Zamknięta furtka. Otwarte na oścież okno. Może to pochopne, ale coś mi mówiło, że to jednak był telefon wampirzycy.
-Ona na pewno była w pokoju?- Spytałam z powątpiewaniem.
-Chyba nie. Ale przynajmniej wiemy kogo telefon.- Pocieszające. Po cholerę tu szliśmy?
-No to czekamy?
-Tak.- Usiadł. Po chwili zobaczyłam jak Rina ta wampirzyca wychodzi przez okno i chowa się za rogiem budynku. A podobno taka specjalistka. A dała się zauważyć... Nie zauważając nas.- Nim zdążyłam coś zrobić chłopak do niej podszedł i chamsko zajrzał w zdjęcia. Natychmiast schowała aparat. Chcąc nie chcąc poszłam za nim.
-Rozumiem, że byłaś odwiedzić kolegę?
-Nie wasza sprawa.
-Szmala.- Skomentował mężczyzna. Że kto?!
-Mieszkasz u niego. Jak wejdzie policja i on będzie miał kłopoty, więc myśl co robisz.- Spojrzałam ostro na "potwora".
-Ale mnie tam wcale nie było...- Zachichotała.- A bynajmniej nie zostały żadne ślady mojej obecności.
-Wracamy?
-Yhym... Owszem.- Odpowiedziałam chłopakowi nie kłopocząc się ciemnowłosą.- A właśnie: Znasz może kody DNA, Rina?
-DNA to pewnego rodzaju sekwencje.- Mruknęła. *No łał. Nie wiedziałam!*- Niemożliwe jest nauczenie się ich na pamięć, można jedynie pamiętać, że niektóre sekwencje są charakterystyczne dla pewnych gatunków.- No właśnie o rozpoznanie gatunków mi chodzi!!
-Ahh... A ty jakie masz?- Spytałam mimochodem. Nie zaszkodziłoby wiedzieć, choć jak podejrzewałam ona mi tego nie powie. Nie myliłam się. Uśmiechnęła się jakby był to jakiś wielki sekret.
-Tajemnica... Tak, wiem z czego składa się moje DNA, ale nie zamierzam tego zdradzać.- Ta sekwencja jest pewnie tak samo niemiła jak ona. Choć czy to możliwe? W tym przypadku... Może.
-Zawsze pod górkę.- Mruknął chłopak. Uśmiechnęłam się lekko. Zgadzałam się z tym.
-Co masz na myśli?- Mruknęła podejrzliwie Rina.
-Nic.- Odpowiedział tym samym.
-Uhm...- Skinęła głową nie zmieniając tonu.
-Spadamy.
-Dobry pomysł.- Dziewczyna schowała aparat do kieszeni bojówek.- Mam trochę do roboty.- Przewróciłam oczyma. *I kogo to interesuje?* Skończyło się na tym, że chłopak nas prowadził, Rina szła za nim, a ja za nimi.
-Po co tu wgl. byłaś? Do czego ci to potrzebne? Co będziesz robić?- Odezwałam się w końcu.
-Musiałam coś zobaczyć. Do pracy. Pracować.- Odpowiedziała spokojnie wyrwana z zamyślenia. Wiele mi to mówi...
-Szczegóły?
-Muszę sprawdzić jednego faceta. Słuchaj, nie chcę was mieszać w swoje sprawy... To ciężka robota i cholernie parszywa. Jakby mnie tamten zobaczył... Cóż, policję przyjęłabym z pocałowaniem ręki.
-Mówisz o jakimś gangu... Demonów, no nie?-Oh, on coś wie?
-Gang, mafia... Jak zwał tam zwał.- Wzruszyła ramionami. I tak na jedno wychodzi.
-Opowiedz coś.- To wie czy nie?
-O Triadzie? Banda skurwieli i psychopatów... Ostro jadą po bandzie... Wszelkie granice dawno przekroczyli, tak więc obecnie nadają się jedynie do eksterminacji... Gorzej, że nie ma narwańca, który by się na to odważył. A Triada robi, co chce, zabija, kogo chce i generalnie zadawanie się z nimi to tylko na własną odpowiedzialność. jak im się coś nie spodoba? Zarżną. Torturując. To tak w skrócie.- Dodała z westchnieniem.- Do Triada należą prawie wszystkie demony, z drobnymi wyjątkami.
-Ah, uroczy zespolik.- Mruknęłam.- Pewnie, by cię przyjęli.- Uśmiechnęłam się lekko. Nie mówiłam do końca poważnie, choć ten komentarz wystarczył, by chłopak się wyszczerzył.
-Słuchaj, gówniaro, to, że mój charakter nie pasuje do ogólnie przyjętych norm zachowań ludzkich, nie znaczy, że zaraz przyjęliby mnie do Triady...- Prychnęła.- Resztki humanitaryzmu się we mnie jeszcze kołaczą.
-I mówi to ktos kto podobno nie ma uczuć. Uważaj, bo się wzruszę człowieczo-podobna istoto.- Prychnęłam. Nie jestem gówniarą. Jestem niewiele młodsza od niej! Jak mnie to wkurwia! Tak, "to" czyli dziewczyna.
-Nie mam uczuć, tylko resztki humanitaryzmu.- Zaśmiała się.- Różnica.
-Acz, zdarza ci się zachowywać dość ludzko. Mów co chcesz: Masz uczucia i to widać.- Uniosłam dumnie głowę.
-Nie mam.- Zaprzeczyła natychmiast. Pokręciłam głową, a parę blond kosmyków opadło mi na ramiona. Wolałam tego nie komentować. A incydent z chłopakiem? Spojrzałam na niego, a potem na nią. Uśmiechała się lekko jakby sama do siebie, a ja odgarnęłam włosy do tyłu. Doszliśmy do domu.- Pomożesz mi.- Zapowiedziałam i ruszyłam na górę.
-Niby w czym?- Prychnęła.-Nie przyjmuję rozkazów.
-Zobaczysz.- Powiedziałam ze schodów. Poszłam do siebie, wzięłam książkę, kartkę, długopis i spisałam parę genotypów. W tym także swój. Na rozpoznaniu jego zależało mi najbardziej. Poszłam do niej z tą kartką. Może chociaż raz się na coś przyda...
-Zobaczymy co umiesz.- Oznajmiłam z wejścia. W pokoju paliło się światło.
-Na żadne sprawdziany się nie zgadzam...- Mruknęła znad ekranu laptopa. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne. Wampirzyca jedna. Spojrzałam na ekran.
-Uzupełniaj, nie gadaj.- Zamknęła urządzenie, a ja podałam jej kartkę i długopis. Wzięła je.
-Sekwencje DNA... Jak rozumiem każda charakterystyczna dla innej rasy... Tak, tu są kotołaki...- Zapisała obok właściwego kodu. - A tutaj Cienie. Reszty nie znam. Brakuje ci jeszcze ludzi.- Dopisała sekwencję.- Te są mieszane.- Wskazała sekwencje.- Bo są podobne do tej i do tej.- Pokazała dwie inne.- Ale nie powiem ci, jakie to rasy, bo nie wiem.
-Reszty nie wiesz?- *Na nic mi się nie przydasz?* Byłam szczerze zawiedziona.
-Nie chciało mi się uczuć na pamięć wszystkich możliwych sekwencji DNA na świecie.- Prychnęła.
-Niby taka dobra, a strasznie nieprzydatna.- Spojrzała na mnie ze spokojem i wróciła do tekstu na laptopie. Westchnęłam zirytowana i wyszłam. Zależało mi! Zaczęłam szukać chłopaka, ale nie było go w domu. Zajęłam się kolacją. Niby ta starsza, a... Ciekawe czy umie zająć się domem... Choć... Ja przecież tez nie umiem. Tata zatrudnił sprzątaczkę. Przecież, gdy byłam mała... Mamy nie było. Nikt, by się tym nie zajął. I tak zostało. Elizabeth... Znałam ją lepiej od własnego ojca... Kiedy o tym pomyślałam poczułam jak oczy mi wilgotnieją. Nie powinnam się przejmować... Po jakimś czasie usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. On. Spojrzałam an zegarek. Minęła jakaś godzina.
-Yo.- Wystawiłam głowę z salonu. Gdy skończyłam gotować poszłam tam i zaczęłam czytać książkę tam znalezioną.
-Kolacja na stole.- Poinformowałam go. Chyba się zdziwił.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.- Przecież to drobnostka.
-Jest, jest...- Poszedł tam, a ja wróciłam do lektury. Po godzinie wstałam z kanapy i wyjęłam ciasto z piekarnika. No co? Nudziło mi się. Chciałam się czymś zająć. Mimo wszystko czytanie także mogło po jakimś czasie znużyć... Książki tu nie były najciekawsze. Stawiając blaszkę na blacie usłyszałam hałas i zobaczyłam jak chłopak schodzi z dziewczyną na rękach. Zdarł z niej bluzkę.
-Gadaj, bo wyniosę cię nago do miasta.
-Zabiję cię.- Syknęła mrucząc coś pod nosem. Zemdlała. Sama siebie pozbawiła przytomności? Jasnowłosy widząc to po prostu ją puścił, a ta zleciała na ziemię.
-A głupia pizda.- Poszedł do siebie, a ta po chwili odzyskała świadomość. Potrząsnęła głową.
-Uuuh...- Mruknęła i zniknęła u siebie.
-Zboczeniec.- Mruknęłam sama do siebie. Spojrzałam na wypiek, pokroiłam, wzięłam talerzyk, ułożyłam na nim dość spory kawałek i skierowałam się do pokoju chłopaka. Zapukałam. No co? Ktoś to musi zjeść.
-Wejść.- Miał zaspany głos. Weszłam do środka.
-Proszę...- Powiedziałam nie patrząc na niego, a stawiając talerzyk na stoliku.
-Bardzo dziękuję. Czemu jesteś taka miła?- *Mam być niemiła? C-co ci nie pasuje, hm?*
-Tak jakoś...- Zaczęłam.- Nudziło mi się...- Tłumaczyłam się?- Zresztą...- Przygarnąłeś mnie, prawda?- Tłumaczyłam się ze swojego postępowania jak głupia. Spojrzalam w ścianę świadoma tego.- Gdyby nie ty albo bym się gdzieś błąkała, albo by mnie złapali... Prawda?- *Idiotka, debilka, idiotka, debilka...*Wyzywałam się w myślach.
-Nie wiem... Wersje mogą być różne... Ale to oznacza, że musisz być miła... Czy po prostu taka jesteś naprawdę?
-Jestem ci wdzięczna.- Wytłumaczyłam.- Chociaż ty nie chcesz mnie na razie sprzątnąć.- Świetnie. Jeśli dotąd o tym nie myślał teraz na pewno wie jak bardzo jestem od niego uzależniona. To wcale nie było dobre. Sama kopię pod sobą dołki.
-A po co miałbym to robić?- Poczułam na sobie jego spojrzenie.- Lubię cię.
-Tata też nie miał powodu.- I odsłaniam przed nim swoje słabości. Lepiej, do cholery, być nie może! Zła sama na siebie nie odrywałam wzroku od ściany.- Dziękuję.
-Tata... Twój tata był gorszy niż największy skurwiel ponieważ sprzedał dziecko za marne pieniądze... W sumie to za grosze... Już dawno... Jak się urodziłaś dostał zaliczkę. Drugą część jak wyrosłaś i mógł cię tam zaprowadzić.
-Skąd masz takie informacje?- Spojrzałam na mówcę. Zdziwił mnie.
-Czytałem twoje akta... Poza tym dużo o tym mówili.- Podał jeszcze stawkę.
-Mało jak na takie coś...- Stwierdziłam. Jakbyśmy byli jeszcze biedni, ale... Dlaczego, co?!- Masz moje akta?!
-Tak...
-I dopiero teraz mi to mówisz?!- Pisnęłam zdenerwowana.
-Spokojnie, spokojnie, siadaj.- Posunął się.
-Czekaj, ja coś mam...- Pobiegłam do swojego pokoju i szybko wzięłam papiery. Do pokoju wróciłam błyskawicznie.
-Co masz?
-Pokaż co ty masz. A ja...- Zamiast mówić zaczęłam po prostu rozkładać. Ten wyjął papiery.
-Proszę. Wszystko o tobie.- Kiedy już rozłożyłam wyjaśniłam co to jest. Zbędny akt urodzenia, parę badań lekarskich, które były przeprowadzone w tamtym instytucie- wyniki poprawne, raz niedobór żelaza. No i jeden papier z datą i nic nie mówiącym wzorem DNA. Wzięłam papiery od niego i podziękowałam. Błyskawicznie przewertowałam kartki szukając wzoru DNA. Może tu jest nazwa. Znalazłam, przeczytałam i mówiąc szczerze zachciało mi się śmiać. Uśmiechnęłam się rozbawiona.
-Cóż, nie jestem potworem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz